W zgodzie z chorobą

 Kiedy zaczęłam chorować miałam ogromny żal do całego świata. Dlaczego to właśnie ja? Nie piję alkoholu, nie palę papierosów może nie odżywiam się zdrowo, ale odżywiam się dobrze. Jem dużo warzyw, owoców, a jednak zachorowałam... 

Wiem, to głupie myślenie, ale tak właśnie było. Ciężko jest pogodzić się z chorobą. Bałam się bardzo, miałam małe dziecko, myśli kłębiły mi się w głowie. Czułam się bezradna, nie wiedziałam co robić. Trochę to trwało zanim zrozumiałam, że moja choroba to nie wyrok.

Trafiłam kiedyś na bardzo fajną i mądra panią doktor. Powiedziała mi "Agniecha ty nie jesteś chora, ty masz chorobę i musisz z nią żyć, musisz ją pokochać". To było tak dawno, a cały czas pamiętam te słowa i chyba już zawsze będę je pamiętać. Moje nastawienie nie zmieniło się od razu, to był długi proces, ale te słowa na pewno bardzo mi pomogły. 

Pomyślałam, że muszę zrobić wszystko aby żyć normalnie, oczywiście na tyle na ile pozwala mi choroba. Przestałam mieć żal do całego świata i zaczęłam działać, to znaczy robić wszystko żeby żyć z chorobą w zgodzie. Jedyne co w tym momencie mogłam zrobić to systematyczna rehabilitacja. Nie było taryfy ulgowej, sumiennie ćwiczyłam codziennie i robię to do dziś. Rehabilitacja przy dystrofii mięśniowej jest bardzo ważna bo spowalnia postęp choroby. Myślę, że tak długo mogłam chodzić dzięki temu, że tak uparcie ćwiczyłam. W tej chwili poruszam się na wózku i nadal sumiennie ćwiczę. Staram się też robić jak najwięcej w domu. Oczywiście, te rzeczy z którymi jestem w stanie sobie poradzić, bo to jest naturalna rehabilitacja. Wcześniej nawet bym nie pomyślała, że na wózku można robić aż tyle. Polubiłam swój wózek, bo dzięki niemu mogę naprawdę wiele. Kiedyś, kiedy jeszcze utrzymywałam się na nogach, nawet nie chciałam słyszeć o wózku. Mówiłam, że dopóki mam siłę utrzymać się na nogach to na wózek nie usiądę. Taka byłam uparta. Dziś wiem, że to był błąd. Czasem myślę nawet, że gdybym wtedy korzystała z wózka, to nie upadłabym, nie złamała nogi, nie oddychałabym teraz przez rurkę... 

Nie wiem tego na pewno, ale mam takie myśli. Chociaż z drugiej strony wózek czekałby mnie prędzej czy później, a rurka.... No cóż, do niej też się już przyzwyczaiłam i jakoś specjalnie mi ona nie przeszkadza. Czuję się jakbym zawsze miała na szyi naszyjnik :) Jestem szczęśliwa, cieszę się każdym dniem, bo nie wiem ile ich jeszcze zostało. Mam nadzieję, że duuużo :)


Ja i mój naszyjnik :)




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Moje życie z rurką

Błędna diagnoza